środa, 30 marca 2011

Nieznośna lekkość

Człowiek nigdy nie może wiedzieć, czego ma chcieć, ponieważ dane mu jest tylko jedno życie i nie może go w żaden sposób porównać ze swymi poprzednimi życiami ani skorygować w następnych. Czy lepiej związać się z Teresą, czy zostać samemu?

Nie ma żadnej możliwości, by sprawdzić, która decyzja jest lepsza, bo nie istnieje możliwość porównania. Człowiek przeżywa wszystko po raz pierwszy i bez przygoto-wania. To tak, jakby aktor grał przed- stawienie bez żadnej próby. Cóż może być warte życie, jeśli pierwsza próba jest już życiem ostatecznym? Dlatego życie zawsze przypomina szkic. Ale nawet szkic nie jest właściwym określeniem, bo szkic to zawsze zarys czegoś, przygotowanie do obrazu, gdy tymczasem szkic, jakim jest nasze życie, to szkic bez obrazu, szkic do czegoś, czego nie będzie.

Fragment powieści Milana Kundery "Nieznośna lekkość bytu" w tłumaczeniu Agnieszki Holland.

Na zdjęciu: Milan Kundera (1929), źródło: maximus.pl

poniedziałek, 28 marca 2011

2011 & "Magiel towarzyski"

"Voue"?
źródło: Internet

W tym roku udało mi się obejrzeć dwa odcinki programu "Magiel towarzyski" i akurat w obu - prowadzący wyśmiewali błędy językowe polskich gwiazd. Pod hasłem "celebryci, kupcie sobie słowniki języka polskiego (i wyrazów obcych)" Karolina Korwin Piotrowska i Tomasz Kin naśmiewali się najpierw z Edzi Górniak, a potem dostało się Dodzie.

Edyta Górniak nie umie odmieniać przez przypadki wyrazów, których temat kończy się na -j-, np. nadzieja (nadziei czy *nadzieji?), aleja (alei czy *aleji?) oraz Maja (Mai czy *Maji?). Uważa, że "23 stycznia" to nie tylko nazwa dnia, ale również warzywa albo koloru, dlatego trzeba ją - dla uniknięcia nieporozumienia - dookreślić, a listy wysyła nie "na", ale "pod" adres. Dowody?

Doda za to - całkiem niedawno - popisała się (nie)znajomością języka angielskiego, kiedy tłumaczyła się ze swoich inspiracji wysoką modą, znajdowanych w kolejnych numerach "Vouga". Pytanie brzmi: w jakim kraju drukują - że tak za Karoliną Korwin Piotrowską spolszczę - wołga? Może my się na modzie po prostu nie znamy...?

W tym miejscu podaję rękę "Maglowi", bo cieszy mnie niezmiernie, że nie tylko ja dostrzegam językowy śmietnik we współczesnej polszczyźnie...

Oczywiście razem z czytelnikami mojego bloga!:-)

sobota, 26 marca 2011

Zaproszenie na spacer

Photobucket
źródło: Internet

Gdybym się urodził przed stu laty
w moim grodzie,
U Larischów dla mej lubej rwałbym kwiaty
w ich ogrodzie.
Moja żona byłaby starszą córką szewca
Kamińskiego, co wcześniej we Lwowie mieszkał.
Kochałbym ją i pieścił
chyba lat dwieście.

Mieszkalibyśmy na Sachsenbergu,
w kamienicy Żyda Kohna.
Najpiękniejszą z wszystkich cieszyńską perłą
byłaby ona.
Mówiąc, mieszałaby czeski i polski,
szprechałaby czasem, a śmiech by miała boski.
Raz na sto lat cud by się dokonał,
cud się dokonał.

Gdybym sto lat temu się narodził,
byłby ze mnie introligator.
U Prochazki bym robił po dwanaście godzin
i siedem złotych brał za to.
Miałbym śliczną żonę i już trzecie dziecię,
w zdrowiu żył trzydzieści lat na tym świecie
I całe długie życie przede mną,
całe piękne dwudzieste stulecie.

Gdybym się urodził przed stu laty
i z tobą spotkał,
w ogrodzie u Larischów rwałbym kwiaty
dla ciebie, słodka.
Tramwaj by jeździł pod górę za rzekę,
słońce wznosiło szlabanu powiekę,
A z okien snułby się zapach
świątecznych potraw.

Wiatr wieczorami niósłby po mieście
pieśni grane w dawnych wiekach.
Byłoby lato tysiąc dziewięćset dziesięć,
za domem by szumiała rzeka.
Widzę tam wszystkich nas - idących brzegiem,
mnie, żonę, dzieci pod cieszyńskim niebem.
Może i dobrze, że człowiek nie wie,
co go czeka.


To polska wersja utworu Jaromira Nohavicy "
Těšínská" w wykonaniu Artura Andrusa.

Blisko!

Daleko <---> blisko. Dal <---> bliża (dziś już chyba tylko w okulistyce).

czwartek, 24 marca 2011

Polska wyobraźnia - języki obce

Hala Makro, Dział RTV AGD, setki piekielnych [klientów] w ciągu miesiąca. Po paru tygodniach można by napisać cały słownik klienckiego slangu, np.: pendrajwer (pendrive), piskele (piksele), blutacz (bluetooth), itp. Nic w tym specjalnego, bo nie ma się co dziwić pokoleniu, które nie uczyło się języka angielskiego, więc czasami trzeba było mocno się domyślać, o co chodzi klientowi. Często, jeśli ktoś nie wiedział, jak się nazywa produkt, który chce kupić, musiał się mocno nakombinować. Jednak pewnego razu jeden z klientów przebił wszystkie "nowotwory językowe".

Konwersacja wyglądała mniej więcej tak:
[Ja] Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
[Klient] Panie, szukam czegoś takiego co robi ziuuuu i wyciągi z banku poszły się je..ć!
[Ja] (w lekkim szoku) Prawdopodobnie chodzi panu o niszczarkę dokumentów?
[Klient] No, k...a! Właśnie z gardła mi pan to wyjął.
źródło: piekielni.pl

Kiedy moja siostra pracowała w agencji turystycznej, też przychodzili do niej klienci ze swoimi wersjami języków obcych. Nie tylko polski dla Polaków jest za trudny...

Photobucket
źródła zdjęć: Internet

Klasyką gatunku jest już chyba oferta *all exclusive. Wiadomo - na wakacje za granicę się jedzie, to stać! Ekskluzywnie. Choćby w trzygwiazdkowym hotelu. A czy to ważne, że rzecz rozbija się tak naprawdę tylko o jedzenie i picie...? Wszystko w środku [hotelu]. All in(clusive).

Druga sprawa to wymowa obcych nazw kurortów i miast, prawdziwy obraz polskiej wyobraźni. Hurghada (wym. hurgada) to zazwyczaj... *Huraganda. Tureckie: Alanya (wym. alanja) to *Analia, a Side (wym. side) - z amerykańskiego/ angielskiego *Sajd.

To ostatnie chyba nawet się chwali. Ameryka może już być z nas dumna!;-)

środa, 23 marca 2011

Mistrz(owie)

źródło: mistrzowie.org

~ Z moich obserwacji wynika, że dziś część dziewczyn w wieku gimnazjalnym "na ciążę" próbuje... utrzymać przy sobie faceta. Za moich czasów (szkolnych) - ciążą się go zazwyczaj odstraszało...

poniedziałek, 21 marca 2011

sobota, 19 marca 2011

I po *bulu

źródło: Internet

Cała ta historia z wpisem Bronisława Komorowskiego do księgi kondolencyjnej w ambasadzie Japonii nie robi na mnie wielkiego wrażenia, niestety. Zresztą nie może - od trzech lat powtarzam przecież uparcie, że polski dla Polaków jest za trudny.

I zbieram tylko dowody na piśmie.

Błędy językowe politykom w fantastycznie zabawny sposób wytknął już Wojciech Cejrowski: dwa tysiące dziewiąty, "Oddawaj maturę!" (niestety nie ma już tego nagrania). Przypomnę tylko, że pięć lat temu brat ówczesnego prezydenta RP, Jarosław Kaczyński, zaśpiewał hymn polski ze słowami: "Marsz, marsz, Dąbrowski/ z ziemi polskiej do Wolski" (dwa tysiące dziewiąty, "Telewizje som złe").

Przy braku znajomości melodii (!) i słów (!) hymnu - do odsłuchania tutaj - *bul... to naprawdę [prawie] nic!

piątek, 18 marca 2011

Slaskie












Rzeczywiście - jestem zaskoczona.:) Ale nie ilością ludzi, którzy ten obraz podali dalej. Raczej ilością tych, którym brak polskich znaków wydaje się dziś zupełnie nie przeszkadzać...

Ja tam lubię śląskie. Ś i ą robią z tego województwa coś naprawdę polskiego. I lubię też się bawić czcionkami, które niekoniecznie są dostosowane do polskich znaków - przecież bywa. Ta w tytule mojego bloga, na przykład, ogonków nie ma. Ą więc zrobiłam własnoręcznie (czytaj: własnym palcem) w programie Paint.

Wczoraj, kiedy Bronisław Komorowski napisał w księdze kondolencyjnej słowo "ból" przez u otwarte, w Polandzie zawrzało. Wstyd? Czy nie wstyd? A gdyby to był bol?

Jasne, błąd błędowi nierówny. Tylko jakieś ogonki, jakieś znaczki - czepiam się...

czwartek, 17 marca 2011

Z nie

Photobucket

Wiele już razy spotkałam w życiu *nawiść, choć gdyby stanęła przede mną na ulicy, na pewno bym jej nie rozpoznała.

*Nawiść zazwyczaj prowadza się z n i e, właściwie (wy)łącznie. I ma swój czasownik - *nawidzić. Tak słyszałam.

NIE NAWIŚĆ to uczucie, jakie należy mieć w stosunku do POLICJI. NIE NAWIŚĆ najprawdopodobniej powoduje kłopoty z ortografią, przynajmniej u niektórych (z definicji).

Dziesięć lat temu Tomasz Wasilewski nakręcił etiudę szkolną pod tytułem "Nawiść". A w goglach tekstów o *nawiści jest co najmniej 13 stron - dla chętnych do Poznania tego zjawiska.

Nie lubię *nawiści, lubię za to... *chluja. Przypomina innego pana na ch, ale ch*j nie chluj. Nie?;-)

wtorek, 15 marca 2011

Erotyk na dobranoc

Photobucket

Anne Hathaway & Jake Gyllenhaal, "Love and other drugs" (2010)
źródło: Internet


"Do-ty-kać" fragment (II)

NOS - jest lasem, który drążą światełka myśliwych, wgryzają się w miąższ i w gałęzie i stamtąd wydobywają zapachy, z których najpiękniejszy jest zapach potu gromadzącego się na skórze - stamtąd, stamtąd strącamy naszą wartość - życie odcedzone z potu, życie pozostałość ciała. Czy mnie pamiętasz? poznam cię po zapachu twojego ciała, twoje miejsca sekretne pachną najpiękniej w świecie.

JĘZYK - robi wycieczki w chleby, ciasta, usta, ciemną drogą i ma tam wiele modlitw do odmówienia. Kto potrafi odróżnić prawdziwą od fałszywej i kto potrafi powiedzieć, iż jeden adresat prawdziwszy jest od drugiego. Prawdziwie mówimy milcząc. Cisza jest naszym przyrodzonym językiem.

Ale najwspanialszy, najreligijnieszy, najprawdziwszy jest DOTYK, którym rozpoznaję jedno ciało od drugiego, którym odróżniam jedną rękę od drugiej, którym rozpoznaję jedną skórę od drugiej. (…)

Tadeusz Sławek

Zobacz też: "Do-ty-kać" fragment (I)

sobota, 12 marca 2011

Matura to bzdura - błędy językowe



Doczekałam się! Tym razem Kuba Jankowski i Dyziak (za kamerą) zrobili telewizyjną wersję wszystkich moich blogów. Umiem czy *umię? *Labolatorium czy laboratorium (uśmiech dla Tomasza)? Bynajmniej albo przynajmniej...? Diagnoza, jak zawsze, zahacza o tragizm.

Zgadzam się z tezą tego programu: matura to właśnie bzdura. Nie umywa się nijak do wiedzy zdobywanej później, jest śmiesznym wspomnieniem podczas każdej sesji na studiach - a to tym bardziej żałosne, że ma opinię naprawdę ważnego egzaminu w życiu. Jeszcze ma.

Nie zgadzam się natomiast z tym, że program chłopaków powinien zmuszać ludzi u władzy do zmiany zasad/ zakresów materiału, na jakich egzamin maturalny się odbywa. "Udowadniamy bezsens matury, czyli uczenia się na pamięć, aby tylko zdać" - hmmm?

Udowadniają raczej, że po ulicach naszych miast chodzi więcej głąbów, niżbyśmy się mogli spodziewać!.

środa, 9 marca 2011

Złodzieje tematów

Siódme: nie kradnij!

Denerwuje mnie bardzo pisanie e-maili do ludzi, którzy... odzywają się do mnie jak do żaby. Re. Czasem ja im też: re, a wtedy oni mi: re re.

Czemu kradną moje tematy?!?

Nie jest łatwo wymyślać rzeczy lotne, zabawne albo romantyczne... cały czas. A się staram! Tymczasem niektórzy nie mają nawet zamiaru się wysilić. Owszem, za szlachetny uważam sam gest od-pisania, bywa że akapit po akapicie. Jednak mój pierwszy kontakt z nową wiadomością zaczyna się właśnie od tematu. I kiedy jest kradziony...

W zeszłym roku dowiedziałam się na jednym z mądrych szkoleń, że w ważnych dokumentach nie powinno się używać pogrubionej czcionki dla zwrócenia uwagi na pewne fragmenty tekstu. Zakładamy bowiem, że czytelnik - głupi, sam by na ważność tych fragmentów nie wpadł.

Pewnie podobnie rzecz ma się z funkcją: odpowiedz nadawcy, która wkleja treść wiadomości otrzymanej do nowej. Rzeczywiście, piszę ich każdego dnia setki, więc nie łapię już co i do kogo. A paluszek zaboli, kiedy wejdę do skrzynki już wysłanych...

Przeszkadzają mi te tak zwane "ułatwienia"; kilka razy już podkreślałam, że nie lubię, jak się robi ze mnie głupka.

Jeśli system musi, mówi się trudno. Ale żeby mi to robili... nie- i całkiem znajomi?

poniedziałek, 7 marca 2011

Stój, bo strzelam!

źródło: Internet

Pytanie: Który ze zwrotów jest poprawny: strzał w stopę czy strzał w kolano, jeśli chcemy mówić o sytuacji, w której ktoś sam sobie stwarza kłopoty?

Odpowiedź:
Mój słownik oksfordzki podaje zwrot shoot oneself in the foot, ale z pobieżnej kwerendy internetowej wynika, że wariantywny zwrot shoot oneself in the knee jest także w użyciu. Oba zostały przetłumaczone na język polski (nie jest to odosobniony przykład kalkowania angielskiej frazeologii w dzisiejszej polszczyźnie) i stąd mamy dziś i strzelić sobie w stopę, i strzelić sobie w kolano.

Nie wiem, co zrobić łatwiej, a więc który zwrot jest lepiej umotywowany. Może zależy to od rodzaju broni?

Mirosław Bańko, Uniwersytet Warszawski

piątek, 4 marca 2011

Interedżio

Podobno od jakiegoś czasu na polskie perony wjeżdżają - z włoska - pociągi *interedżio.

Z tego, co pamiętam, to po prostu przewozy regionalne (redżionalne?), ale kłócić się w piątek nie będę. Zazwyczaj i tak jeżdżę TLK.

Jeśli jednak to mi się kiedyś zmieni, to... wsiądę w Reginalda - tak pociągi InterREGIO nazywa czule Cezary (od Biedy).

Pozdrawiam Cezarego -
z regionu Śląska!

środa, 2 marca 2011

Po-rada!

"Żyjemy w kulturze radzenia sobie ze wszystkim. Poradź sobie z bólem, poradź sobie z bezsennością, z ochotą na seks i z brakiem ochoty... Poradź sobie oczywiście za pomocą natychmiastowego środka, jakim jest pigułka, batonik, rada psychologa.

Ja dostaję szału, jak mnie wszyscy pytają, co można na to poradzić. A żyj z tym, człowieku!"
psycholożka Katarzyna Miller

wtorek, 1 marca 2011

Nie lubię dogadywać (się, sobie i innym)

zdjęcie: frame of ozz, flickr

Nie lubię zwłaszcza tego pierwszego - od sześciu lat. Cała rodzina wyrazów od gadania w ogóle do mnie nie przemawia: ani gadka, ani gadu (gadu), gadatliwość, wy- i obgadywanie różnych rzeczy też nie.

Dogadywać to się można ze znajomymi i ludźmi z pracy. Z sąsiadami z dołu. Z uczniami. I z tymi, którzy sprzedają warzywa na targu: bo - tu cytat z Cejrowskiego - jakiś cham cię tam zawsze oszwabi na marchewce.

Reszta osób powinna być z grona dogadywania wyłączona. Tego się nauczyłam od Patrycji.

Dokładnie sześć lat temu, wiosną, dwie studentki filologii rozmawiały w trakcie spaceru o mężczyznach. Dziś już nie pamiętam bohaterów tamtego odcinka, w każdym razie z jednym z nich na pewno bardzo dobrze się dogadywałam. I wtedy Patrycja mnie zaskoczyła.

"Ale w życiu chodzi chyba o coś więcej niż dogadywanie się...?"

Pewnie, że chodzi.:-)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...