środa, 31 sierpnia 2011

Kulisy 'jedenastego'

Photobucket
źródło: Internet

Podoba mi się żart, w którym sierpień ma... 32 dni. Bo dziś jest trzydziesty pierwszy, ostatni, jeszcze wakacyjny... Ale i świąteczny! Święto dwa tysiące jedenastego. :)


źródło: bobyy.pl

Z tej okazji postanowiłam - zainspirowana (nie po raz pierwszy!) Kieszeniami - zdradzić wam kilka faktów z życia mojego bloga.

  • Dwa tysiące jedenasty jest częścią trylogii, która ma już ponad 52 tysiące odsłon! To niesamowity wynik, zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę, że każdy post jest... jakby nie było - małą lekcją języka polskiego!

  • Najpopularniejszym tekstem niezmiennie pozostaje instrukcja korzystania z muszli klozetowej. ?!? I długo nic jej nie przebije. ;)

  • Oprócz czytelników w Polsce, mam także fanów w Belgii, USA, Wielkiej Brytanii i Niemczech; czasem - gości z Malezji, Albanii, Łotwy, a nawet... Australii!

  • Ikona bloga to kartka z zeszytu, na której widnieje mój inicjał.

  • Zanim opublikuję tekst, czytam go co najmniej sześć razy - a zdarza się też piętnaście - i poprawiam ewentualne błędy (literówki, styl, niezamierzone rymy, itp.). W końcu tytuł zobowiązuje!

  • Często przeglądając gazety, reklamy, a ostatnio nawet spacerując po Silesia City Center, patrzę na słowa i krzyczę: ooo, Kuba Ręczny - rozpoznaję w innych tekstach czcionki, których sama używam przy tworzeniu 'grafik'.

  • Moi byli uczniowie chcieli - w ramach żartu - pod koniec zeszłego roku zarezer- wować adres dwatysiace-11, żebym pod tą nazwą nie mogła już stworzyć kolejnego bloga. Oczywiście... ja [znowu] byłam pierwsza. ;)

  • U-wiel-biam sytuację, gdy w towarzystwie ktoś palnie jakąś językową głupotę, a inny ktoś, znajomy, spojrzy wtedy na mnie i się znacząco uśmiechnie w stylu: "och, co za błąd; a ja wiem już, bo o tym czytałem na blogu".


Przy okazji dzisiejszego święta -
dziękuję wszystkim tym,
którzy umieścili na swoich blogach mój adres
i polecają mnie swoim czytelnikom -
u.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Ktokolwiek widział?











W lipcu pojawił się w sprzedaży nowy magazyn, między innymi o książkach.
















Niestety nigdzie - słownie: ni (gdzie?)- nie mogę go znaleźć. Ruchy, Kolpor- tery, Empiki, Matrasy... Ktokolwiek wie?

Będę bardzo wdzięczna!













Od redakcji: PAPERmint można dostać w Empiku, warszawskim Trafficu, In Medio oraz sieciach księgarń Matras.

Od u.: W takim razie musiałam - z moim szczęściem - trafić na martwy okres między kolejnymi wydaniami!

Dupa z pierścionkiem

"Dupa i wyprzedzenie" oraz "Właściciel pierścionka" to tytuły parodii, odnoszących się do dwóch ekranizacji bardzo popularnych książek Jane Austen i J. R. R. Tolkiena. Pierwszą w ten weekend wymyślił (dla mnie) Tomasz, drugą - kilka lat temu - odgrywał w czasie swoich występów Kabaret Moralnego Niepokoju.

Każda parodia dowodzi siły oryginału - musi on być na tyle modny i popularny, aby jego wyśmianie niosło czytelny przekaz odbiorcy. Kiedy kina zalewały kolejne ekranizacje dzieł Tolkiena, mówiło się o "trylogii jubilerskiej". Jej parodie do dziś można znaleźć w Internecie. Natomiast parafraza tytułu powieści Jane Austen - a także dialogów i charakterystyki głównych bohaterów - to forma rodzinnego żartu, który jest już wspomnieniem prawie minionych wakacji.

"Problem" z parodią polega jednak na tym, że... zawsze obniża wartość oryginału. Jak się wyśmieje czyjeś dzieło lub jak się jego wyśmianie obejrzy na You Tube, nigdy więcej nie ma się w oczach tego zachwytu, który towarzyszy człowiekowi przy pierwszej lekturze fantastycznej powieści. Dotyczy to zwłaszcza dzieł literackich, potem filmowych, teatralnych i telewizyjnych także.

Są tacy, którzy uważają, że nie można się ze wszystkiego śmiać.

I może coś w tym jest...

środa, 24 sierpnia 2011

Ranking FIFA, awans Polski



"Reprezentacja Polski uplasowała się na 65. miejscu w najnowszym rankingu FIFA. W porównaniu z poprzednim notowaniem, biało - czerwoni* awansowali o cztery lokaty. Na pozycji lidera po raz pierwszy w historii znalazła się Holandia."

(onet.pl)

A to znaczy, że na liście jesteśmy [już]... sześćdziesiąci piąci! :)

*W tekście artykułu biało - czerwoni zostali napisani dużymi literami. Zakładam, że autor, ASInfo, użył ich ze względów uczuciowych, bo - jak wiemy - przepisy ortograficzne pozosta- wiają w tej kwestii dużą swobodę piszącemu.

W końcu... mianem biało - czerwonych określa się każdą reprezentację naszego kraju, prawda?

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

"Pani godność?"

rys. Andrzej Krauze

O godność pyta mnie zawsze fotograf, u którego wywołuję zdjęcia z wakacji. Nie wiem, czemu potrzebuje mojego nazwiska, skoro ma koperty z numerami, ale... Zawsze zwraca tym moją uwagę i uśmiecham się wtedy do niego - urzeczona grzecznością.

Pracuję na co dzień z nazwiskami; lubię się nimi zwracać do innych osób, lubię też swoje własne (a raczej - mojego taty). Grzeczna też być potrafię. Jednak wyrażenia: "Jak pańska godność?" chyba nigdy do tej pory nie użyłam w czasie rozmowy.

Myślę, że w tym roku nadarzą się jeszcze okazje.

To, co najbardziej podoba mi się w tej frazie, to automatyczne odniesienie godności do pierwotnego (pierwszego) znaczenia: poczucie, świadomość własnej wartości, szacunek dla samego siebie; honor, duma (sjp). Połączenie tego z nazwiskiem brzmi... dumnie.

Zupełnie jak człowiek (Maksym Gorki). Czasem.

niedziela, 21 sierpnia 2011

Mój błąd


Tego lata bardzo często używałam - z wakacyjnego słownika - wyrazu kaprawy i równie często łapałam się (lub mnie łapano!) na robieniu błędu *w każdym bądź razie.

Za mną więc pierwszy etap uczenia się poprawnej formy... Jestem na dobrej drodze!

sobota, 20 sierpnia 2011

Droga do pisania

Nabokov w ogóle nie używał dialogów.

Więcej, on nimi gardził. Także z powodów estetycznych. Ludzie nie mówią ładnie, a on nie chciał brzydkich zdań w swoich książkach. (...)

Jak uczy pani pisania powieści?

Czytam i omawiam ze studentami powieści, których oni wcześniej nie czytali, choć powinni. Mamy też warsztaty literackie, ale tam praca sprowadza się do poprawiania błędów gramatycznych. Moi amerykańcy studenci robią straszne błędy. Są inteligentni, dowcipni, ale mało czytali w dzieciństwie. Dlatego ich zdania są tak prymitywne.

Ktoś powie: zdanie to tylko cegiełka. Jakie znaczenie ma cegiełka, gdy budynek stoi? Oczywiście, że ma znaczenie! Zanim dotrzemy do sensu literatury, musimy się nauczyć budowania poprawnych zdań.

Wszyscy dzisiaj chcą pisać, a mało kto chce czytać. A tak się nie da. Nie ma innej drogi do pisania niż poprzez czytanie.


Fragment wywiadu Katarzyny Surmiak- Domańskiej z Zadie Smith,
Książki. Magazyn do czytania
, nr 1, lipiec 2011r.

Na zdj. Zadie Smith. Portrait by Guardian, photographer Eamonn McCabe

czwartek, 18 sierpnia 2011

Polska metafora wakacyjna. Muzyka

Jest lato, jest zabawa. Jest odrobina chwytliwej melodii i... nawet najbzdurniejsza piosenka świata może się człowiekowi spodobać.

Bzdury czasem bywają fajne. Śmieszne! Trochę mniej śmieszne są błędy, zwłaszcza powtórzone dziesięć razy dziennie w ogólnopolskiej stacji radiowej. Ale - kiedy błąd, a kiedy metafora, do której każdy artysta słowa ma swoje prawo?

Nasz egoizm - to wszystko dzięki niemu: turbulencje, wzajemne pretensje (...)
Mezo

Dwa razy musiałam wysłuchać "Kryzysu", żeby zrozumieć, o co w tym fragmencie chodzi. Brakuje w nim romantyzmu, frapowało mnie więc, skąd przy tytułowym kryzysie konstrukcja: dzięki (komu? czemu?)?

Domyśliłam się, że kłopoty w miłości, turbulencje i wzajemne pretensje są spowodowane przez egoizm podmiotu lirycznego i jego kobiety. A nie dzięki niemu! Klasyka błędu stylistycznego - ech...

Jest taki żar, co pali serce.
Jest taki głód, co czekać nie chce.
Jest taka siła, której siły brak.
To ja.
Jest taka chwila, co trwa wiecznie.
Jest szczodrość, co wyciąga ręce
i tak dalej
Markowska Patrycja

"Ostatni", niestety, wygląda jak tańsza wersja "Upojenia" Stanisława Grochowiaka (interpretacja Anny Marii Jopek i Michała Żebrowskiego do wysłuchania tutaj). Można jednak pewnie ten wiersz zwać także "inspiracją"...

Nie wiem, czemu tekściarze dziś tak lubują się w oksymoronach i paradoksach - przecież to nie są łatwe figury retoryczne!

W "Ostatnim" pierwszy wers jest bardzo logiczny (żar, co pali), a potem... logika się kończy. To tak zwana niby-poezja: głód nie chce czekać, siła jest bezsilna, chwila trwa wiecznie, a szczodrość przeczy samej sobie.

Nie mam pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. I na szczęście ostatni raz.

W zabawie sprzecznościami dobry jest też Mrozu ("Horyzont"):

Zobaczymy to, co niewidzialne.
Usłyszymy to, co niesłyszalne.
Poczujemy to, co nienamacalne.

No pięknie! I jeszcze mój wers - ulubieniec: Czasami nie wiem, czemu ślepo gnam wstecz...

Jak tylko próbuję sobie wyobrazić gnanie wstecz, od razu się uśmiecham. Czy coś takiego jak bieg tyłem w ogóle w naturze występuje?

Budujemy nasz dom na piasku,
cena nie gra roli dziś.
Kupiliśmy prawie wszystko,
ale wciąż nie mamy nic.
Grzeszczak Sylwia i jej "Małe rzeczy"

Znowu te sprzeczności... Kupiliśmy, ale nie mamy, domy, ale na piasku. To jednak nic w porównaniu z nauką sylabizowania wyrazów, którą nam Sylwia Grzeszczak demonstruje jak w przedszkolu:

Cie szmy się z ma łych rze czy, bo wzór na szczę ście w nich zapisa ny je (e)st.

Przypomnę tylko, że wzór jest jednosylabowy, bo zawiera jedną samogłoskę, a to samogłoska właśnie jest ośrodkiem sylaby.

Szkoda, że tego lata Edyta Górniak - zamiast polskiego - wypuściła anglojęzyczny singiel... Na powtórce z samogłosek mój dzisiejszy post na pewno by się nie skończył! ;)

środa, 17 sierpnia 2011

Czytanie jest sexy

Sesję dziewczynie, czytającej na plaży w Arenal (Majorka), zrobiła specjalnie dla dwa tysiące jedenastego d. Dziękuję!



poniedziałek, 15 sierpnia 2011

"A było mówić?"


fot. Agnieszka Sadowska

Przyjechała dziewczyna ze Śląska na Podlasie i...

Dziś już ani regionalizmy, ani sam dialekt mazowiecki (jego północna część) nie robią na mnie takiego wrażenia, jak kiedyś. To zdecydowanie kwestia przyzwyczajenia. Chociaż... W pierwszym tygodniu pobytu na wsi wciąż się uśmiecham, kiedy słyszę te wszystkie pozaliterackie ciekawostki!

Najsłynniejsza jest chyba podlaska bułka chleba. A zaraz po niej - berbelucha. Białostocka Gazeta Wyborcza stworzyła słownik mowy białostoczan, który można przeczytać na tej stronie. Prawdziwy. Sama w tym roku użyłam w zdaniu słowa baterejka (latarka)! Mój tato (urodzony pod Białymstokiem) do dziś, kiedy wszystko jest w porządku, mówi bajki. Obiad się chla, buty kładzie, przykrywa kordłą, używa krajzegi. A dzieci czasem wiszczą - musi tak...

Słownik w Wyborczej nie jest naukowy, lecz nieformalny. Wydaje mi się nawet, że część zawartych w nim słów występuje także w innych regionach kraju, nie są do końca specyficzne dla Podlasia. Na przykład badziewie. Albo dźwi.

Dźwi to dużo jest w moim Zabrzu, zauważyłam.

Po powrocie z wakacji jeszcze przez chwilę mam w ustach kawałek Podlasia, po kilku dniach wracam do rzeczywistości... Chyba że znowu oglądam zdjęcia. I wracam!


niedziela, 14 sierpnia 2011

sobota, 13 sierpnia 2011

Polski na urlopie

Plaża na hiszpańskiej wyspie. Bikini. Słońce przyjemne, bo nieostre. Ciepły wiatr od morza na skórze. W tle, mówiące słodko po francusku, małe dzieci. I kurwy.



Wyjechałam na wakacje z Polski, ale Polactwo się za mną wlecze.

Wakacje nad ciepłym Morzem Śródziemnym lubię z dwóch powodów, obu jednakowo: jeden to plaża, drugi - zagranica. Możliwość wsłuchiwania się w obce języki stała się dla mnie bezcenna, bo Zabrze w tej kwestii jest szalenie homogeniczne (niczego, poza romskim, w dni powszednie tu nie uświadczysz). Owszem, hiszpańskiego w turystycznym mieście może nie ma wiele, ale były jeszcze: niemiecki, niderlandzki, francuski, włoski i rosyjski, kataloński i na pewno jakaś Skandynawia, której określić bliżej zupełnie nie potrafiłam.

I do tego jeszcze - w wersji turystycznej - język polski. Taki z ostrymi przekleństwami: bez sensu, bo na piasku, między kolegami i... całkiem sensowny, z powodu lotu opóźnionego o dziesięć godzin i planu powrotu do kraju, przestawionego do góry nogami. Choć... czy ktoś kiedyś nie marzył o tym, żeby utknąć na Majorce jeszcze przez połowę doby?

Burzę się na te wszystkie wulgaryzmy, usłyszane za granicą, bo nie mogę od nich już nigdzie odpocząć! Jedynym ratunkiem wydaje mi się więc... wyjazd do głuchego lasu na Suwalszczyźnie: ja, mój miły i ptaki.

Tymczasem - zapraszam na popołudniową kawę w górach przepięknej Majorki... Polecam tam zwłaszcza tę mrożoną.

fot. d.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...