piątek, 30 września 2011

Face 2 face


Z początkiem września zaczęłam chodzić na kurs języka angielskiego, który skończy się w czerwcu zdaniem - czas przyszły dokonany ;) - egzaminu TOEFL.

Niedawno dowiedziałam się, jak ten amerykański sen będzie krok po kroku przebiegać.

Składa się z czterech części: to reading, listening, speaking i writing. I... byłam bardzo zdziwiona, że te wyrazy są już (a przynajmniej w Zabrzu) zapożyczeniami częściowo przyswojonymi!

Podczas *readingu mają panie różne rodzaje ćwiczeń; z *listeningiem, myślę, nie będzie większych problemów... Słuchałam, słuchałam i miałam ochotę wrócić do swojej rzeczywistości. Tej, w której rozmawia się o czytaniu, słuchaniu, a czasem i mówieniu (do mikrofonu)...

Nie widzę w ogóle sensu używania *speakingu, a już kompletnie - w przejmowaniu się *writingiem! Wiem, wiem - te paskudne hybrydy wkradły się jedynie do mowy potocznej, nikt o zdrowych zmysłach nie będzie ich w języku pisanym używał.

Tylko... od tego zwykle się zaczyna.

niedziela, 25 września 2011

Wrzesień - ileż uniesień...

źródło: tumblr 

I wtedy stwierdzasz, że to, cholera, już...*

Szukałam słów do rymu od początku tygodnia. Oto, widzisz, znowu idzie jesień,/ człowiek tylko leżałby i spał.../ Załóżże twój szmaragdowy pierścień:/ blask zielony będzie miło grał. Jesień pięknie pasuje do września, czego nie można powiedzieć o jakimś tam październiku czy listopadzie. Brzechwa, gdy listopad zamienił na gwiazdopad, zrobił z najbardziej nieprzyjemnego miesiąca w roku coś wyjątkowego.

Oczywiście, jeśli się lubi patrzeć w spadające gwiazdy.

Naprawdę długo myślałam o rymach - trochę wstyd się przyznać, zachowawczo. To znaczy szukałam mianowników, kiedy trzeba było otworzyć worek z dopełniaczami. Tak zrobił Broda, który w jednym z komentarzy zostawił mi całą listę do rymu słów. I uniesienie, to, które w tytule, spodobało mi się najbardziej. 

Odkurzyłam w nim przy okazji partykułę (-ż): trochę dzięki Gałczyńskiemu, trochę dzięki lekcjom z moją nową klasą. Trzecia c to prawdziwi fani tej części mowy. Prawie każde zdanie zaczynają od no i jeszcze zawsze mają w zanadrzu drugą: nie.

Jesień - tyle odniesień...

Na liście rymów są jeszcze: natrzęsienia, łysienia i owłosienia, przyniesienia, trzęsienia oraz zalesienia, ze wszystkich natomiast jedno zasługiwałoby - moim zdaniem - na osobny wiersz. Jesień - [czas?] zakompleksień. Co Ty na to, Pati? :)

Kiedy w czasie lata sięga się zazwyczaj po grube, przysadziste - do czytania - tomy, jesień to idealny czas na odkrywanie poezji. Lato się tak jak skazaniec kładzie/ Pod jesienny topór krwawy bardzo -

*A ja początek tej jesieni skradłam z bloga Ani.

sobota, 24 września 2011

Zakupy albo za ojczyznę









<Dylematy albo oczywistości> to <forma lub treść> akcji, jaka <wydarzyła się albo została wymyślona> na ulicach Warszawy, w której <historia albo przyszłość><tematem albo tłem>. <Decydowanie albo posłuszeństwo> to główna z rozrywek współczesnego człowieka z naszych stron, <czasami albo często> trzeba <stawać albo położyć się> przed takimi, których rezultatem jest <życie albo unicestwienie> <własne lub cudze>.

Akcja została przeprowadzona dzięki współpracy z reżyserem Hamleta 44 Pawłem Passinim oraz <Muzeum Powstania Warszawskiego albo Centrum Serwilizmu Powszechnego>

Znalazłam Twożywo, kiedy zobaczyłam zdjęcie muralu na kamienicy w Warszawie:

fot. Adam Gut

Grafiki akcji "Strzały na mieście" oraz tekst znajdujący się pod nimi skopiowałam ze strony grupy: www.twozywo.art.pl.

Rozpadła się na początku tego roku.

PS
Twożywo + Magda Gryszko = autorzy projektu "No bo ta suka mnie prowokowała" (tutaj) - jednej z tych kampanii społecznych, która zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Potem była dopiero "Piaskownica"

wtorek, 20 września 2011

*Wziąść, *braść i jeszcze przecież... kraść!

źródło: joemonster.org

Natrafiłam dziś na bardzo ciekawą społeczność FB - fanów języka i... jednorożców. Idealne połączenie moim zdaniem, a sama idea [poprawności] jak najbardziej słuszna! Walczy ta społeczność nie tylko z *wziąść - także z *wziełem, nadużywanym generalnie, z *poszłem i *tu pisze. Bo jak wiadomo - jest napisane.


Wtrąciłabym do akcji ratowania jednorożców jeszcze tylko dwa grosze: przecinki. Nie mają swoich fanów na FB, a powinny!

niedziela, 18 września 2011

Uciec od życia



Nie znalazłam w czasie moich podróży ani jednego miejsca, w którym mogłabym cieszyć się anoni- mowością. Mój sukces mnie przerósł. Wszędzie, prędzej czy później, znajdzie się ktoś, kto pokaże mnie palcem i wykrzyknie: "To Jennifer Aniston! Ta babka, którą porzucił Brad Pitt!".

Niestety, od swojego życia nie ucieknę.

Rozmawiał Bartłomiej Kołodziej, zdjęcie: Marie Claire, Australia, maj 2011r.

piątek, 16 września 2011

W świecie metafor: nienarodzone dziecko


Zazwyczaj kiedy w czasie rozmowy zdarzy mi się stwierdzić, że nienarodzone dziecko jest oksymoronem... wzbudzam tym lekkie zainteresowanie. Najpierw - samą nazwą metafory (okso co?), a później wyjaśnieniem, czemu w języku sformułowanie nienarodzone dziecko jest właściwie... przenośnią.

Oksymoron to zestawienie wyrazów, mających sprzeczne znaczenie. A dziecko - człowiek od urodzenia (słownik języka polskiego, PWN). 

W tym tygodniu natknęłam się na bardzo dobry wywiad dziennikarki Twojego STYLU, Jagny Kaczanowskiej z warszawskim ginekologiem położnikiem, doktorem Grzegorzem Południe- wskim. Właśnie od sporu o nazwy ich rozmowa się zaczęła:
Jagna Kaczanowska: "To poleciało", "martwe jajo płodowe", "płód nie wykazuje oznak życia"... Nie dałoby się powiedzieć po prostu "dziecko"?

dr Grzegorz Południewski: Rozumiem ból kobiety, która dowiaduje się na oddziale, że traci ciążę. Ale to w większości wypadków - z medycznego punktu widzenia - nie jest jeszcze dziecko. Lekarze mówią tak, jak ich nauczono. Jesteśmy zobowiązani do używania definicji, które wywodzą się z embriologii. Na każdy etap rozwoju płodu mamy inną nazwę: morula, blastula, blastocysta... Natomiast każdą informację można przekazać na różne sposoby. I trzeba to robić taktownie, z szacunkiem, z empatią.

JK: Kiedy zdaniem ginekologa położnika "zaczyna się dziecko"?

GP: Tak naprawdę dopiero wtedy, gdy płód - i będę upierał się przy tym sformułowaniu - uzyskuje możliwość funkcjonowania pozałonowego. Kiedyś taką granicą był 35. - 36. tydzień, ale wraz z rozwojem medycyny ona się przesuwa. W krajach zachodnich, w których położnictwo stoi na najwyższym poziomie, za taką biologiczną barierę uznaje się 28. tydzień. Jesteśmy w stanie utrzymać przy życiu dzieci urodzone tak wcześnie. I dla nas, lekarzy, to są już dzieci.

JK: Jeśli rodzi się w dwudziestym tygodniu dziecko - bo trudno inaczej powiedzieć - ma główkę, rączki, nóżki, to też lekarze mówią "płód"?

GP: Proszę mnie zrozumieć: my tak mówimy naprawdę nie po to, żeby przysparzać matce cierpień. Ale rzeczywiście, to już nieco inna sytuacja. Kiedy wydalany jest najpierw płód - "dziecko", jak pani mówi - a potem łożysko, mamy do czynienia z porodem. Najczęściej z chwilą przecięcia pępowiny czy oddzielenia łożyska następuje śmierć. Jeśli dziecko podejmuje pracę oddechową, jest akcja serca, trafia pod opiekę neonatologów. Reanimacji się nie podejmuje, byłaby nieetyczna. Przedłużałaby cierpienie.

JK: Wracając jeszcze do nazewnictwa. Czy robiąc USG pacjentce, mówi jej pan: "proszę spojrzeć, tu widać morulę"?

GP: Nie mówię tak, ale staram się przez cały czas uzmysławiać ludziom, że to, co widzą na monitorze, nie jest dzieckiem. Dzięki zaawansowanej technice jesteśmy w stanie zobaczyć u płodu, który mierzy kilkanaście milimetrów, tętniącą zatokę żylną. Mogę więc powiedzieć: to jest żywy płód. Są oznaki pracy układu naczyniowego. Ale nie: bicie serduszka! Żeby u tej "kijanki", "krewetki" czy "fasolki" - pacjentki opracowują własną terminologię - pojawiły się głowa, ręce, nogi, trzeba jeszcze zaczekać kilka tygodni. Boleję nad tym, że ludzie traktują to emocjonalnie. "Nasz Krzysio", "moja Zosia"... Staram się ich tonować, bo doskonale wiem, że w tym, co widzimy na obrazie USG, jest potencjał Krzysia, Zosi, ale do nich samych jeszcze daleko. I wiele rzeczy może pójść nie tak. Myślę, że jeśli uświadomimy pacjentkom biologiczne zależności, przekonamy je, że to nie jest jeszcze dziecko, tylko właśnie płód, łatwiej im będzie znieść ewentualną stratę. Bo powiedzmy sobie szczerze: w świetle aktualnej wiedzy medycznej to raczej donoszenie ciąży jest anomalią, a nie - poronienie. (...)
Dla zainteresowanych - dołączam skan całego wywiadu pod tytułem "Dwie kreski na teście to nie dziecko". Bardzo interesująca lektura.

czwartek, 15 września 2011

"Słucham i czuję, że jeszcze jedno zdanie i będę miał wylew"


Łona, rocznik '82 to jeden z moich ulubionych raperów.

(1:26)
"Następnie słyszę taki strumień:
Że w dwutysięcznym jedenastym padł najbardziej przekonywujący argument
I że zwłaszcza drugi maj dał asumpt,
I że to wyłancza wszelkie dyskusje w tym okresie czasu,
I że to w cudzysłowiu killer.
Słucham i czuję, że jeszcze jedno zdanie i będę miał wylew.
Rzuciłbym kamieniem, ale rzuca ten, kto rzucać ma czym -
Więc to nic nie świadczy, to o niczym nie znaczy".

O Łonie po raz pierwszy wspominałam dwa lata temu - była to lekcja na temat ortograficznego hip hopu, którą do tej pory prowadzę w swoich klasach. Nie-zwykły tekst kultury, wyrażający głębokie przywiązanie normalnego (?) człowieka do... polskich "ogonków".

Tegoroczny Łona cudownie naśmiewa się z błędów, którymi atakują nas media i... na które często sami pozwalamy. Czepia się nawet niepoprawnego akcentowania! A sama do tego - trudnego do opisania tematu - już się od jakiegoś czasu przymierzam. Droga przetarta.

I jeszcze w puencie... Ach, [Sławomir] Mrożek!

:-)

poniedziałek, 12 września 2011

Dostałam wyróżnienie!

źródło: bobyy.pl

Na początku miesiąca wzięłam udział w konkursie portalu bobyy.pl "Zostań naszym redaktorem i wygraj iPada" na najciekawszy blogowy wpis. I mój Czesław, co śpiewa, ale nie mówi po polsku, otrzymał w nim wyróżnienie!

Tym samym udało mi się dostać do II etapu konkursu - teraz jednak liczyć się będzie nie pojedynczy wpis, ale blog jako całość. Wyboru dokona komisja konkursowa, zaś użytkownicy wybiorą swojego ulubieńca w osobnym głosowaniu. 

Twórcy zwycięskich blogów otrzymają możliwość publikacji w jednym z magazynów Grupy Burda oraz nagrody. Trzymajcie więc kciuki, proszę! :-)

sobota, 10 września 2011

Strzeżmy się ludzi, mówiących 'dzień dobry'


Trzy dni temu w Zabrzu pewien mężczyzna w lombardzie (centrum miasta) zastrzelił swoją byłą żonę, a później siebie.

Kiedy oglądałam relację z miejsca zbrodni w telewizorze, nie mogłam uwierzyć w to, co o ofiarach mówili gapie i ich znajomi: musiało dojść między nimi do jakiejś wyjątkowej kłótni rodzinnej, bo... to byli przecież ludzie, którzy zawsze mówili dzień dobry!

A ten, kto odpowiada innym dzień dobry, nie może być zły.

W filmie "Amelia" (widziałam dawno temu i tylko jeden raz), pada podobne stwierdzenie: jedna z bohaterek mówi, że mężczyzna - chyba w stosunku do głównego bohatera - który zna przysłowia, nie może być zły. Lubię ten tekst i czasem go w rozmowach cytuję.

Ale o tym, że tylko mordercy, bandyci i złodzieje są [językowymi] chamami, nie wiedziałam.

Teraz, po zabójstwie w lombardzie, czas trochę wizję świata i znaczenia dzień dobry w życiu człowieka przeredagować. Bo są ludzie, którzy - życząc innym udanego dnia - trzymają w kieszeni narzędzie zbrodni.

środa, 7 września 2011

Wakacyjny słownik - podsumowanie

Podsumowując... każdy ma swoich ulubieńców!

Kilka razy podczas wakacji zdarzyło mi się usłyszeć słowa z listy dwa tysiące jedenastego. Ale kiedy poprzyglądałam się ludziom w kwestii słownikowej trochę uważniej, nie mogłam nie zauważyć, że... każdy tak naprawdę ma swoich wyrazowych ulubieńców!

Żyją wśród ludzi słowa odkurzone (zaiste, ożywcze) albo wymyślone (marnacja Tedego). K. ma swój dezorient, Mała Mi - kontent, Łukasz - pozdrower, a Dawid - wołacz panie sympatyczny.

I... na tym polega - między innymi - cały urok [języka]. 

poniedziałek, 5 września 2011

Kobieta nie z tego świata

Pamiętam, jak jeszcze rok temu dziękowałam Bogu za to, że jestem kobietą. A teraz...


Do tej pory tylko mężczyźni dzielili się na prawdziwych lub nie. Po wyglądzie ich rozpoznać nie można (cechy płciowe wszystkich rzędów zachowane), nie wiem więc nawet, z iloma nieprawdziwymi miałam w życiu do czynienia...

A choćby dla osobistych statystyk - warto byłoby te liczby znać.

Teraz, w dwa tysiące jedenastym, rachunek sumienia muszę zrobić sobie sama! I sprawdzam stary, dobry dowód (osobisty): płeć/ sex K. Ale... pisma dla prawdziwych kobiet - Claudii - nie czytam.

Czyli jestem po prostu nie z tego świata. Wiedziałam!

;)

sobota, 3 września 2011

Grupowy

Doda, sesja dla magazynu Viva!

Jest w gimnazjum temat na wosie, który dotyczy społecznych grup. Pojawia się przy nim pytanie o to, ile osób w ogóle grupę tworzy. Czy już para (pokłosie liczby podwójnej), czy może dopiero osoby trzy?

Specjaliści - niestety - w temacie nie są zgodni. Moja koleżanka musiała więc sobie poradzić z definicją sama.

Grupa zaczyna się od osób trzech. Tak samo jak... seks grupowy!

;)

czwartek, 1 września 2011

Kartka z wakacji: polskie koleje p*

Tego lata podróżowałam po kraju dużo, głównie polskimi kolejami. Warte to odnotowania dlatego, że na dwanaście pociągów, jakie w czasie tych wakacji 'zaliczyłam', w aż dwóch nikt siedzący blisko mnie... nie ściągnął butów!

Podobno mam w sobie coś takiego, że przyciągam fanów gołych stóp i fatalnego obuwia. Ostatnio nawet w samolocie dziewczyna obok zdjęła swoje sandały (?) i siedziała boso. Nie umiem - z biegiem lat - tego trendu zaakceptować; nie rozumiem. Nie wiem, dlaczego w pociągu ludzie chcą się czuć tak, jak w swoim własnym domu... Ja nie chcę się czuć, jakbym była u nich!


Postanowiłem dać anons taki do dziennika -
odpowiednio duży, by uwagę skupiał:
"Chcę zostać porządnym człowiekiem - poszukuję wspólnika".







"Szukam wspólnika", Marian Załucki

Siedzę w przedziale, zapchany do ostatniego miejsca. Nagle... komuś dzwoni telefon. Wyciąga go z kieszeni/ torby/ torebki i... udaje, że jestem niewidzialna. Po prostu rozmawia, jak gdyby nigdy nic!

Właśnie tak się czuję w pkp ze swoją kulturą - sama (wychodząc na korytarz, żeby oddzwonić) zwyczajnie się wygłupiam.

źródło: mmtrojmiasto.pl

Na koniec jednak... coś optymistycznego: podróże pociągami pokazały mi dość niespodziewanie, że ludzie naprawdę lubią [jeszcze] czytać! W każdym przedziale ktoś; najczęściej książki, potem gazety (a nawet notatki). To - przynajmniej dla mnie - wyjątkowo budujące! Sama ostatnio zaniżam statystykę, zaczytując się w... sudoku.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...