źródło: Wysokie obcasy |
Klub Ochrony Zaimków wymyśliłam na czwartym roku studiów.
Nie mogłam patrzeć na to, jak ludzie na moich uszach zabijają słowa, a zaimek "tę" wydawał mi się zupełnie bezbronny. Komentatorzy sportowi widzieli wtedy *tą bramkę, strzeloną z volleya albo *tą piłkę, tuż nad siatką, spadającą ledwo zauważalnie na aut. Prezenterzy w telewizorze zapraszali do głosowania na *tą piosenkę, w programach kulinarnych specjaliści od potraw brali do ręki *tą łyżkę i mieszali do uzyskania odpowiedniej konsystencji.
Językowa śmierć na miejscu. Bałam się wtedy, że lada moment zaimek "tę" zginie i... wzięłam go pod ochronę.
Najpierw rodzina. Potem - koleżanki ze studiów (matką chrzestną mojej KOZy została nawet prof. Ewa Jędrzejko). Potem przyjaciele i wszyscy ci, z którymi utrzymywałam kontakt literowy. A potem roczniki moich uczniów, które już w części wyszły w świat. Razem - całkiem niezła liczba... ochroniarzy.
Dziś wiem, że krucjata się udała! Nawet prowadzący teleturnieje łamane przez programy rozrywkowe na TVN-ie i Polsacie umieją już zaimek w zwykłym bierniku wy/powiedzieć.
Druga akcja KOZy polegała na uratowaniu zaimka rodzaju nijakiego "to". Konsekwentnie jest niszczony przez formę niemęskoosobową "te", więc dzisiaj słyszymy *te miejsce i *te okno, *te imię i Bóg wie jeszcze co.
Walka wciąż trwa. Jestem dobrej myśli.
Dziś KOZa, patronka moich blogów, to znak walki z każdym błędem, nie tylko tym dotyczącym zaimków! Bo przecież...
"Błąd w mowie to tłusta i brzydka plama na fotografii matki, którą kochasz, to jak niestarannie przyszyta łata na ubraniu, w którym idziesz w gościnę. Źle mówić lub pisać to znaczy krzywdzić swą mową wszystkich, którzy ją zbudowali". (J. Korczak)