Plaża na hiszpańskiej wyspie. Bikini. Słońce przyjemne, bo nieostre. Ciepły wiatr od morza na skórze. W tle, mówiące słodko po francusku, małe dzieci. I kurwy.
Wyjechałam na wakacje z Polski, ale Polactwo się za mną wlecze.
Wakacje nad ciepłym Morzem Śródziemnym lubię z dwóch powodów, obu jednakowo: jeden to plaża, drugi - zagranica. Możliwość wsłuchiwania się w obce języki stała się dla mnie bezcenna, bo Zabrze w tej kwestii jest szalenie homogeniczne (niczego, poza romskim, w dni powszednie tu nie uświadczysz). Owszem, hiszpańskiego w turystycznym mieście może nie ma wiele, ale były jeszcze: niemiecki, niderlandzki, francuski, włoski i rosyjski, kataloński i na pewno jakaś Skandynawia, której określić bliżej zupełnie nie potrafiłam.
I do tego jeszcze - w wersji turystycznej - język polski. Taki z ostrymi przekleństwami: bez sensu, bo na piasku, między kolegami i... całkiem sensowny, z powodu lotu opóźnionego o dziesięć godzin i planu powrotu do kraju, przestawionego do góry nogami. Choć... czy ktoś kiedyś nie marzył o tym, żeby utknąć na Majorce jeszcze przez połowę doby?
Burzę się na te wszystkie wulgaryzmy, usłyszane za granicą, bo nie mogę od nich już nigdzie odpocząć! Jedynym ratunkiem wydaje mi się więc... wyjazd do głuchego lasu na Suwalszczyźnie: ja, mój miły i ptaki.
Tymczasem - zapraszam na popołudniową kawę w górach przepięknej Majorki... Polecam tam zwłaszcza tę mrożoną.
Wakacje nad ciepłym Morzem Śródziemnym lubię z dwóch powodów, obu jednakowo: jeden to plaża, drugi - zagranica. Możliwość wsłuchiwania się w obce języki stała się dla mnie bezcenna, bo Zabrze w tej kwestii jest szalenie homogeniczne (niczego, poza romskim, w dni powszednie tu nie uświadczysz). Owszem, hiszpańskiego w turystycznym mieście może nie ma wiele, ale były jeszcze: niemiecki, niderlandzki, francuski, włoski i rosyjski, kataloński i na pewno jakaś Skandynawia, której określić bliżej zupełnie nie potrafiłam.
I do tego jeszcze - w wersji turystycznej - język polski. Taki z ostrymi przekleństwami: bez sensu, bo na piasku, między kolegami i... całkiem sensowny, z powodu lotu opóźnionego o dziesięć godzin i planu powrotu do kraju, przestawionego do góry nogami. Choć... czy ktoś kiedyś nie marzył o tym, żeby utknąć na Majorce jeszcze przez połowę doby?
Burzę się na te wszystkie wulgaryzmy, usłyszane za granicą, bo nie mogę od nich już nigdzie odpocząć! Jedynym ratunkiem wydaje mi się więc... wyjazd do głuchego lasu na Suwalszczyźnie: ja, mój miły i ptaki.
Tymczasem - zapraszam na popołudniową kawę w górach przepięknej Majorki... Polecam tam zwłaszcza tę mrożoną.
2 komentarze:
http://www.youtube.com/watch?v=gwrUzpjx-BA&feature=related
;-)
Tak, gdzieś to już słyszałam.
;)
Prześlij komentarz