niedziela, 29 maja 2011

Barcelona jest piękna

Barcelona's David Villa celebrates with the UEFA Champions League trophy
fot. PA PHOTOS

Byłam, widziałam, w przeciwieństwie do wczorajszego meczu Ligi Mistrzów. To znaczy widziałam, ale tylko fragmenty. I trafiłam oczywiście na te, w których roiło się od komentatorskich błędów. ;)

Borek i Boniek. Przy *szczałach na bramkę tego drugiego wyobrażałam sobie bez przerwy scenariusz: lato, wczesne lata dziewięćdziesiąte, chłopaki z podwórka pomykają na boisku pod moim blokiem. Nagle jeden z nich obraca się tyłem do reszty i... obsikuje jej słupek! Szczał na bramkę - dzięki, Boniek.

Druga rzecz, która denerwuje mnie ostatnio wyjątkowo, to błędne używanie przez ludzi w telewizorze czasowników do państwa (pan i pani). *Państwo widzicie, *państwo zobaczyliście - Borek jest wśród nich.

Pan widzisz
czy
pan widzi?

Pan/ pani oraz państwo łączą się z czasownikami w osobie trzeciej: pan (on) idzie, pani (ona) idzie za nim, a państwo (oni) idą jeszcze dalej. Nie - *państwo idziecie (bo wy, a to osoba druga).

To jednak, co u Borka drażni mnie najbardziej, to jego corner zamiast rzutu rożnego i goal-keeper (golkiper*) zamiast bramkarza. Po co zaśmiecać polszczyznę bezsensownymi, sportowymi zapożyczeniami z języka angielskiego, skoro mamy na określenie tych dwóch pozycji własne, zdrowe słowa?

Borek traktuje je jak synonimy, dzięki czemu unika może monotonii opowiadania o tym, co się dzieje na boisku, skoro w końcu przez 90 minut dzieje się to samo: ktoś zdobywa piłkę i biegnie do bramki przeciwnika. To dla mnie jednak tylko okoliczność łagodząca - goal-keepera nie polubię, a rzut z rogu jest w moim odczuciu klasykiem zabawy z piłką!

Na zakończenie - złota, piłkarska myśl Bartosza Wierzbięty (na zdjęciu, fot. eRBe), tego od "Shreka" i "Madagaskaru", polskiego tłumacza, autora dialogów i reżysera dubbingu, który o tej porze 4 lata temu udzielił wywiadu dwóm dziennikarzom "Playboya":

Kto dzisiaj gra w finale Ligi Mistrzów? (rozmawialiśmy 23.05, parę godzin przed meczem – przyp. aut.)

Nie mam zielonego pojęcia. Polacy? Nie interesuję się tym (...). Jak byłem mały to najczęściej czekałem aż mnie ktoś wybierze do drużyny (śmiech). Mam bardzo dużą wadę wzroku, więc na boisku pomykałem zwykle na ślepo (...). Ale generalnie nie byłem rozchwytywanym graczem, więc moja podświadoma frustracja rosła. Doszedłem do wniosku, że nie lubię piłki. Nie macie nigdy kłopotu z identyfikacją tych małych ludzików na murawie?

Nigdy. A nawet za każdym razem wiemy, kiedy Szpakowski znowu się pomylił.

Szpakowski? To on ciągle gra?



Cały wywiad można przeczytać na stronie wywiadowców - polecam!

*Na stronie sjp.pl znalazłam informację, że słowo golkiper występuje ponoć w "Wielkim słowniku wyrazów obcych" PWN pod red. M. Bańko z 2003r. i 2005r. Poszukam, sprawdzę i - jeśli to prawda - odszczekam.

czwartek, 26 maja 2011

Uważaj (na niego)

Dlatego, że w słowo spróbuj wpisana jest porażka! Spróbuj zobaczyć, spróbuj się nie zaśmiać, spróbuj no.... W motywowaniu o wiele lepiej sprawdzają się rozkaźniki. Przeczytaj! Zobacz! Rozwiąż! I jeszcze mój ulubiony: pomyśl chwilę!

Mogę też powiedzieć, że... dlaczego piszemy łącznie.:)

Wiem, że pod słowami zawsze coś się kryje. Ale wciąż jeszcze jestem zaskoczona, gdy widzę, jak bardzo się w kwestii tych ukrytych znaczeń możemy różnić... Zaskoczona i zafascynowana!

W swoim "Przyczajonym aforyzmie" Broda umieścił niedawno kartkę z poradnika:

Moc wywoływania we mnie niepokoju tymi słowami ma tylko jedna osoba na świecie: moja mama. W pozostałych ustach to 'tylko' znak troski o mnie i moje samopoczucie, po usłyszeniu którego zawsze jest mi miło i dziękuję uśmiechem. A kiedy zdarza mi się tak żegnać z kolegą, z którym widuję się tylko od czasu do czasu, on odpowiada mi słowami: "Dobrze, mamo".

Niepokój? Hmmm. Może i powinnam się bać? ;)

wtorek, 24 maja 2011

Życie, życie...



Żyć to wchodzić w układy.
Każdy, kto nie umiera z głodu, jest podejrzany.




Emil Cioran, Zeszyty 1957-1972
źródło zdjęcia: Internet

poniedziałek, 23 maja 2011

Jak Adam

O roku ów! Kto ciebie widział w naszym kraju!
("Pan Tadeusz", księga XI, 1812).

Mickiewicz może i Litwinem czuł się, ale z polskimi zaimkami kłopotów jakoś nie miał. Ów. Jedyna poprawna forma wskazywania, które towarzyszy rzeczownikowi (ów rok, owa dziewczyna) i wyróżnia kogoś lub coś spośród innych istot, przedmiotów podobnych (słownik języka polskiego).

Dziś to już forma książkowa, przestarzała; w piśmie jednak stosowana czasem i z tego powodu, właśnie czasem, warto się mieć na baczności.

Ów, jak każdy, odmienia się przez przypadki. Nie było owego pana, co go tak nie lubię w poniedziałki i... wszystko chyba przez niego. Owego dnia, tak. Ale dzień - ów!


Drugi błąd w użyciu pojawia się przy owe/m. *Owe dziecko (por. *te ugh dziecko) zamiast owo (i to).

Skoro sam Miodek jeszcze nic na to nie poradzi(ł), to... może KOZa spróbuje?

Za Mickiewiczem!

sobota, 21 maja 2011

Koparkowy się znalazł!

Końca świata nie było, ale... demotywatory wciąż czujne.
;-)

Just "eh"

"Don't worry about the world coming to an end today.
It's already tomorrow in Australia."

Charles M. Shultz


źródło: Internet

czwartek, 19 maja 2011

Erotyk na dobranoc

fot. Max Wagner

"Do-ty-kać" fragment (III)

Więc jakże to dotykać?
Kiedy dotykać
nienormalnie
niemoralnie
nieformalnie
niehierarchizowalnie
niedowspólnegomianownikasprowadzalnie
niedociosuustawialnie
niezdroworozsądkowalnie
niepowinnościowalnie
nieparagrafowalnie
nieintelektoracjonalnie
niedoświatasięuzbrajalnie
kiedy dotykać jest, proszę szanownego pana, ekscelencji
najogólniej po prostu
NIEDOZAGRODYZAGANIALNIE
oraz
NIESZANOWNOPANOWALNIE
(...)

Tadeusz Sławek

Zobacz też: "Do-ty-kać" fragment (I) oraz "Do-ty-kać" fragment (II)

Państwa - miasta w 3D

Dzisiejszym wyzwaniem w trzeciej d była litera u. Roślina? *Ukaliptus. A zwierzę...? *Urangutan!

środa, 18 maja 2011

Z placu budowy, cz. II

fot. MKa/ Tomasz

To, co i nad człowiekiem, i nad placem budowy lata, to żurawie (potocznie nazywa się je dźwigami, choć na budowie nikt tak żurawia nie nazwie). Natomiast osoba, posiadająca uprawnienia do zakładania i zapinania haków mocujących do ładunku, który żuraw będzie przenosił, to... hakowy.

Hakowego dopisuję do listy tych wszystkich wykonawców czynności, bez których plac budowy się nie obędzie: walcowy, dźwigowy, spycharkowy i moi ulubieńcy: kreskowy (główny specjalista do liczenia pełnych wozideł - cyt. za Brodą) oraz... koparkowy.

Chętnie dodałabym tu zdjęcie faceta w koparce, ale długo w Google'ach szukałam i nic!

Jak zwrócił mi uwagę Broda, większość nazw maszyn do pracy ziemnej jest rodzaju żeńskiego: koparka, równiarka, ładowarka, koparko - ładowarka i... spycharka (błędnie: spychacz, a ekstrawagancko - spych). Męskim wyjątkiem w tej rodzinie jest walec.

W walcu siedzi walcowy, a co robi walec?

Nie, wcale nie walcuje.;-) Odpowiedź umieszczę w komentarzu!

Za inspirację oraz pomoc w okiełznaniu słownictwa budowlanego
dziękuję bardzo Karolinie i Tomaszowi
oraz Brodzie

niedziela, 15 maja 2011

Z placu budowy

Czy wiecie, jak się nazywa maszyna robocza, pokazana na obrazku i kto się zajmuje zabezpieczeniem ładunku, który przenosi...?

:-)

czwartek, 12 maja 2011

Nie obraź się

źródło: BRODA

Wiadomo, że po słowach "nie obraź się" padną dokładnie takie, po których obrazić się - jak nic - powinniśmy. Dlatego ja zaczynam zabawę z obrażaniem [się] jeszcze zanim usłyszę, o co naprawdę chodzi. Wy/chodzi na to samo.

Wszystkiemu winna partykuła nie. Najczęściej jej moc demonstruje się na przykładzie tego wielkiego, zielonego słonia w różowe kropki z fioletową trąbą, o którym nie możecie teraz pomyśleć.

Tomasz wytłumaczył mi naukowe (biologiczne) zawiłości fenomenu nie, ja po prostemu zapamiętałam, że zanim nasz umysł dotrze do przeczenia, najpierw zainteresuje się tym i zakoduje to, czego mamy nie (robić). Dlatego proszenie podczas lekcji chłopców, żeby nie opluwali się nawzajem, zwykle przynosi odwrotny skutek.

Najtrudniej nie koduje się w głowach małych dzieci. One długo w każdym przeczeniu słyszą przede wszystkim komunikat, co można by, a dopiero potem czego nie wolno, zrobić. I, o ironio, to im właśnie mówimy najczęściej: nie dotykaj, nie uciekaj, nie podchodź...

Chodź...

poniedziałek, 9 maja 2011

Ja właśnie o tym






" [...] użycie dużej litery jest wyrazem jego [piszącego - przyp. u.] postawy uczuciowej (np. szacunku, miłości, przyjaźni) w stosunku do osób, do których pisze lub w stosunku do tego, o czym pisze", bla bla bla. Cytat za "Nowym słownikiem ortograficznym" PWN pod red. Edwarda Polańskiego, Warszawa 2000.

niedziela, 8 maja 2011

Nowa fala germanizacji

Zmieniona zarządzeniem niemieckich władz okupacyjnych
nazwa Alei 3 Maja w Warszawie, 1940

źródło: Internet

Tak, tak - zabory są dziś tylko małym działem w podręczniku do historii, a nasza kultura, jeśli już, tylko się amerykanizuje. Ale... gdzieś z trzeciej strony dobiera się do nas sąsiad z zachodu i dość niepostrzeżenie miesza w polszczyźnie, która i tak jest osłabiona niechlujstwem językowym, wulgaryzmami, zapożyczeniami z angielska i... brakiem polskich znaków. Mówię o wyrastających ostatnio w tekstach pisanych - jak kwiatach - słowach pisanych dużą literą.

A przecież Internet to nie jest żadna łąka!

Dużą, nie *z dużej i na pewno nie wielką. Dotyczy to między innymi pisanych taką literą zaimków, które - całkiem na miejscu w listach czy mailach - zdążyły już opanować teksty piosenek, dialogi filmowe, posty na blogach oraz reklamy. Ktoś chce, w stosunku do wszystkich osób, do których pisze, wyrażać szacunek, miłość i przyjaźń...??? Proszę! Nawet... nic nie poradzę.

To, co zauważyłam, ma związek z wszystkimi rzeczownikami, w przypadku których użycie dużej litery nie łączy się z żadną z zasad, regulujących taką pisownię ze względów znaczeniowych.

W języku niemieckim dużą literą zapisuje się każdy rzeczownik, występujący w zdaniu. My do tego zaczynamy dochodzić - oto nowa fala germanizacji.

Nie przypomnę sobie, kiedy ostatnio widziałam wyraz państwo napisany małą literą. I to w obu znaczeniach - jako państwo polskie (organizacja polityczna) i państwo Kowalscy (ona i on). A przecież to jest zwykły rzeczownik pospolity!

To samo pan i pani. W moim miejscu pracy wiecznie dużą literą pisani są rodzice i opiekunowie. Zgody, zawiadomienia, zaświadczenia, usprawiedliwienia - bez różnicy. Jakby słowo rodzic było czymś niezwykłym!

Do tego każdy użytkownik języka ma jakieś swoje wyrazy, które albo z niewiedzy, albo ze względów uczuciowych, lubi zapisywać dużą literą, po prostu. U Pawła to joga. U ludzi z Cinema City - lokalne ogrody zoologiczne. A w gazetkach reklamowych hipermarketów są całe łąki dużych liter jak kwiatów.

"Użycie dużej litery ze względów uczuciowych i grzecznościowych jest indywidualną sprawą piszącego. Przepisy ortograficzne pozostawiają w tym wypadku dużą swobodę piszącemu, ponieważ użycie dużej litery jest wyrazem jego postawy uczuciowej (np. szacunku, miłości, przyjaźni) w stosunku do osób, do których pisze lub w stosunku do tego, o czym pisze".
Nowy słownik ortograficzny, PWN

Nie wiem, jak mam rozumieć tę narastającą wrażliwość Polaków... Niemcy - w kwestii uczuć wyrażanych w języku - przebijają nas o głowę. Tylko... co z tego, jak uczy historia, wynika?

środa, 4 maja 2011

Polska - Słowacja

Tej wiosny, po raz pierwszy w życiu, byłam na Słowacji.

I na, i w - oba przyimki są dziś poprawne. Ten pierwszy - tradycyjny, drugi - urzędowy, rozpowszechniony po powstaniu państwa słowackiego w 1993r.

Mój słowacki nadal nie istnieje, mam jednak do niego wielki sentyment. W końcu należymy do tej samej językowej rodziny! Dlatego oprócz podziwiania gór i malowniczych, spokojnych wiosek, nie mogłam się powstrzymać przed zebraniem kilku słowackich ciekawostek:

W Terchovej, mieścinie, nad którą stoi pomnik Janosika, zatrzymaliśmy się w restauracji i... bardzo spodobały mi się tam nalešniki z džemem. To wynik mojej słabości do liter z daszkami - mam ją od czasu, kiedy dowiedziałam się, że przez bardzo krótki okres daszki (š, č, ĉ, ŝ) występowały także w polszczyźnie!

Były zalecane jeszcze w XVI wieku. Ale się nie utrzymały, bo ustaliły się zdecydowanie dwuznaki cz, sz, rz, dz, i tak było już dużo znaków diakrytycznych (ogonki ą, ę, znaki miękkości ń, ć, ź, kropki ż, dż, kreska w ł i jeszcze znaki pochylenia samogłosek, dziś już zaniechane), a poza tym daszki utrudniałyby piszącym posługiwanie się alfabetem...

Lista tych słowackich deserów jest więc dla mnie jak powrót do przeszłości [polszczyzny] i trochę żałuję, że z powodu problemów żołądkowych tego dnia akurat musiałam do wieczora pościć.;)

Moje drugie słowackie wspomnienie wiąże się i z daszkiem, i z dzwoneczkiem. Tym razem byłam po prostu dumna, że... wszystko zrozumiałam! I brzmiało to jak stara, dobra, polska gwara:

Dla mnie w tych wszystkich kreseczkach, ogonkach, kropeczkach i daszkach jest cały urok słowiańskiego języka.

A na koniec - spostrzeżenie już całkiem romantyczne. Podczas drogi do Terchovej przejeżdżaliśmy przez wioskę o nazwie Radostka. Od razu pomyślałam, że to bardzo ładne zdrobnienie od radości i pożałowałam, że w polszczyźnie nawet podobnego nie mamy... No bo co tu do radości dodać, żeby była mała? I wtedy z pomocą przyszła mi nieduża miłość. Miłostka. Od niej do *radostki już tylko jeden krok!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...