Zmieniona zarządzeniem niemieckich władz okupacyjnych
nazwa Alei 3 Maja w Warszawie, 1940
źródło: Internet
nazwa Alei 3 Maja w Warszawie, 1940
źródło: Internet
Tak, tak - zabory są dziś tylko małym działem w podręczniku do historii, a nasza kultura, jeśli już, tylko się amerykanizuje. Ale... gdzieś z trzeciej strony dobiera się do nas sąsiad z zachodu i dość niepostrzeżenie miesza w polszczyźnie, która i tak jest osłabiona niechlujstwem językowym, wulgaryzmami, zapożyczeniami z angielska i... brakiem polskich znaków. Mówię o wyrastających ostatnio w tekstach pisanych - jak kwiatach - słowach pisanych dużą literą.
A przecież Internet to nie jest żadna łąka!
Dużą, nie *z dużej i na pewno nie wielką. Dotyczy to między innymi pisanych taką literą zaimków, które - całkiem na miejscu w listach czy mailach - zdążyły już opanować teksty piosenek, dialogi filmowe, posty na blogach oraz reklamy. Ktoś chce, w stosunku do wszystkich osób, do których pisze, wyrażać szacunek, miłość i przyjaźń...??? Proszę! Nawet... nic nie poradzę.
To, co zauważyłam, ma związek z wszystkimi rzeczownikami, w przypadku których użycie dużej litery nie łączy się z żadną z zasad, regulujących taką pisownię ze względów znaczeniowych.
W języku niemieckim dużą literą zapisuje się każdy rzeczownik, występujący w zdaniu. My do tego zaczynamy dochodzić - oto nowa fala germanizacji.
Nie przypomnę sobie, kiedy ostatnio widziałam wyraz państwo napisany małą literą. I to w obu znaczeniach - jako państwo polskie (organizacja polityczna) i państwo Kowalscy (ona i on). A przecież to jest zwykły rzeczownik pospolity!
To samo pan i pani. W moim miejscu pracy wiecznie dużą literą pisani są rodzice i opiekunowie. Zgody, zawiadomienia, zaświadczenia, usprawiedliwienia - bez różnicy. Jakby słowo rodzic było czymś niezwykłym!
Do tego każdy użytkownik języka ma jakieś swoje wyrazy, które albo z niewiedzy, albo ze względów uczuciowych, lubi zapisywać dużą literą, po prostu. U Pawła to joga. U ludzi z Cinema City - lokalne ogrody zoologiczne. A w gazetkach reklamowych hipermarketów są całe łąki dużych liter jak kwiatów.
A przecież Internet to nie jest żadna łąka!
Dużą, nie *z dużej i na pewno nie wielką. Dotyczy to między innymi pisanych taką literą zaimków, które - całkiem na miejscu w listach czy mailach - zdążyły już opanować teksty piosenek, dialogi filmowe, posty na blogach oraz reklamy. Ktoś chce, w stosunku do wszystkich osób, do których pisze, wyrażać szacunek, miłość i przyjaźń...??? Proszę! Nawet... nic nie poradzę.
To, co zauważyłam, ma związek z wszystkimi rzeczownikami, w przypadku których użycie dużej litery nie łączy się z żadną z zasad, regulujących taką pisownię ze względów znaczeniowych.
W języku niemieckim dużą literą zapisuje się każdy rzeczownik, występujący w zdaniu. My do tego zaczynamy dochodzić - oto nowa fala germanizacji.
Nie przypomnę sobie, kiedy ostatnio widziałam wyraz państwo napisany małą literą. I to w obu znaczeniach - jako państwo polskie (organizacja polityczna) i państwo Kowalscy (ona i on). A przecież to jest zwykły rzeczownik pospolity!
To samo pan i pani. W moim miejscu pracy wiecznie dużą literą pisani są rodzice i opiekunowie. Zgody, zawiadomienia, zaświadczenia, usprawiedliwienia - bez różnicy. Jakby słowo rodzic było czymś niezwykłym!
Do tego każdy użytkownik języka ma jakieś swoje wyrazy, które albo z niewiedzy, albo ze względów uczuciowych, lubi zapisywać dużą literą, po prostu. U Pawła to joga. U ludzi z Cinema City - lokalne ogrody zoologiczne. A w gazetkach reklamowych hipermarketów są całe łąki dużych liter jak kwiatów.
"Użycie dużej litery ze względów uczuciowych i grzecznościowych jest indywidualną sprawą piszącego. Przepisy ortograficzne pozostawiają w tym wypadku dużą swobodę piszącemu, ponieważ użycie dużej litery jest wyrazem jego postawy uczuciowej (np. szacunku, miłości, przyjaźni) w stosunku do osób, do których pisze lub w stosunku do tego, o czym pisze".
Nowy słownik ortograficzny, PWN
Nie wiem, jak mam rozumieć tę narastającą wrażliwość Polaków... Niemcy - w kwestii uczuć wyrażanych w języku - przebijają nas o głowę. Tylko... co z tego, jak uczy historia, wynika?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz