sobota, 26 lutego 2011

Czujesz czy rozumiesz?

Gadające maskotki: Serce i Rozum pojawiły się w mediach niecały rok temu (maj 2010r.). Tych kilka miesięcy wystarczyło jednak, żeby tepsa mogła je ogłosić "kultowymi"- a ja aż im tego kultu zazdroszczę!

Do tej pory za kultowe uważałam rzeczy, słowa czy osoby, których popularność [w kulturze] trwała dobrych kilka lat - to ta mała nieśmiertelność była właśnie kultu wyznacznikiem: mały fiat, "Autobiografia" Perfectu, niebieskie dżinsy, gumy "Turbo", Zbigniew Cybulski, "Dancing queen"... Dziś kultowym może zostać wszystko to, co przez chwilę popularne, nie musi więc symbolizować doświadczeń, wartości i postaw naszej społeczności i/ lub pokolenia (za słownikiem języka polskiego).

Kurde, aż strach.

czwartek, 24 lutego 2011

Platan. Zabrze. Śląskie

Kiedy po wakacjach zobaczyłam w mieście bilbordy z tą reklamą, musiałam się aż zatrzymać - na chwilę:Ostatnim razem tak celne i świeże, językowe połączenie polskiego i angielskiego widziałam wtedy, kiedy na nasz rynek weszły napoje alkoholove.

Pomyślałam, że z tymi wyprzedażami to raczej wypadek przy pracy, a tu... niespodzianka. Teraz CH Platan reklamuje street art 3D równie oryginalnie:

środa, 23 lutego 2011

Słowniczek dla nieletnich

W styczniowym numerze "Zwierciadła" można znaleźć felieton Macieja Stuhra - krótki słowniczek wyrazów historycznych dla rodziców w potrzebie. Wyjaśnia urodzonym w latach dziewięćdziesiątych (i dziesiątych), co to jest pewex i saturator, rzucili oraz cinkciarz.

Oczywiście dzisiejsza młodzież też z powodzeniem mogłaby stworzyć podobny "słowniczek dla dorosłych" - kwestia następowania pokoleń się kłania. A podsumowując...

"Nam też przydałby się teraz nie lada słownik. No, ale cóż... jeszcze niedawno jak ktoś lub coś chciał(o) nas za przeproszeniem zaje*ać, to nie tworzyliśmy dla określenia tego kogoś lub czegoś przymiotnika, który byłby synonimem fajności..."

Cały felieton można przeczytać na stronie "Zwierciadła" - polecam.
Zdjęcie Macieja Stuhra - Internet

wtorek, 22 lutego 2011

Teraz tu Edyta G.

Nie mogłam na tę piosenkę nie zwrócić uwagi.

Pop z reguły lubię za to, że przekazuje proste treści przy użyciu naprawdę prostych słów. Żadnego owijania. Czasem to - zwłaszcza, jak się głęboko zakopało w litera/turze - jest zbawienne dla umysłu. I uszu.

Jednak po tytule ostatniego singla Edyty ("Teraz tu") nie bardzo wiedziałam, czego mam się spodziewać... Brzmi dość ezoterycznie. Ale gdzie ezoteryczne przesłanie w popowej piosence?

I słusznie, to był zły trop. Szybko jednak o nim zapomniałam, bo od pierwszej zwrotki zaatakowały mnie zabójcze epitety:

Głodne spojrzenia
Odporne na wstyd
Spełnione nadzieje
Pragnienia bez win
Drżące ramiona
Spalane przez żar
Ja tobą niesiona
Ofiara i kat

Nie wiesz o mnie nic
Ja o tobie też
O mnie tylko śnij od dziś

Tak pragnij mnie na zawsze
W beztroskim uniesieniu
W nagrodę i za karę
O świcie i o zmierzchu
Właśnie tak
Pragnij mnie na zawsze
W rozkoszy zapomnieniu
Bez granic i naprawdę
W świadomym nieistnieniu
Teraz tu

Myśli zachłanne
Wyrwane z twych ust
Płocha namiętność
Rozdarta na pół
W rozgrzanych dłoniach
I w czułych słów takt
Ja tobą niesiona
Ofiara i kat

I koniec, więcej nie dam rady. Głodne, odporne, spełnione, beztroskie, zachłanne, wyrwane, rozgrzane i czułe. Ten utwór jest modelowym przykładem ćwiczenia na lekcję języka polskiego: znajdź i podkreśl wszystkie przymiotniki występujące w tekście oraz określ ich formę gramatyczną. Ugh.

Tak naprawdę w epitetach, tych ozdobnych określeniach rzeczy, nie ma niczego złego. Zło bowiem, jak wiadomo, tkwi w nadmiarze. Ja, polonistka, potrzebuję chwili czasu i zastanowienia, żeby przejść przez te wszystkie "poetyckie" elementy i dokopać się w popowej piosence do sensu?

Bez sensu!

poniedziałek, 21 lutego 2011

W odpowiedzi (na zimę)

Liska z White Plate pyta dziś swoich czytelników, jak tam zima.

Godzę się na lekki śnieg i siarczysty mróz z rana tylko dlatego, że... jest luty. I dlatego, że za dwa miesiące to już będzie urocze, zimowe wspomnienie!

Tak, czas znowu zacząć wierzyć w czerwiec. :-)

Przeanielić się






































































Na zdjęciach: karty "Angels of Awakening. Lessons of Love, Life & Creation" z serii Oracle Cards by Daisy Foss & Laraine Krantz

czwartek, 17 lutego 2011

Mile rozczarować...?

Skoro są czary, powinno być miło. A jednak.

Co jakiś czas przecina moją drogę człowiek, który życiem/ pracą/ polityką albo miłością jest mile rozczarowany. Słucham go wtedy - jak zawsze - próbując odkryć, co się pod tym miłym kryje, zazwyczaj jednak... do z-rozumienia nic nas nie prowadzi. Wszystko dlatego, że nie mogę pojąć, co w czasowniku rozczarować (kogo? co?) kojarzyć się może z przyjemnością.

Rozczarował mnie... Zawiódł moje oczekiwania, wyobrażenia o czymś. Zrobił to mile? Zaskoczył - tak, tu się zgodzę. Pozytywnie albo nie. Ale poczucie zawiedzenia kojarzy mi się tylko z nieprzyjemnościami.

Masochiści pewnie patrzą na to inaczej. Gdyby mi się w dyskusjach ujawniali, byłaby to zawsze jakaś porozumienia nić. A tu... rozmawiam z takim *mile rozczarowanym i wychodzi na to, że mylą mu się dwa całkiem nietrudne czasowniki: rozczarować i zaskoczyć. A jak ja do niego polskim, a on do mnie - polskawym, to...

niedziela, 13 lutego 2011

Miłosny tryb przypuszczający

źródło: piksele
agde.blox.pl

Zabór amerykański

Globalizacja i potęga Internetu spowodowały, że jeżeli już gdzieś mamy być, to na pewno na Facebooku, a wielka popularność samego portalu wpływa na nasz język - powiedział w rozmowie z PAP Life Bartek Chaciński, autor "Wypasionego słownika najmłodszej polszczyzny".

Internet zabija spontaniczną tkankę języka mówionego. Dzisiaj nie rozmawiamy, lecz coś komunikujemy. To jest bardzo sztywna forma rozmowy.

Jego zdaniem, choć tegoroczne zmiany nie były rewolucyjne, to dalsze są nieuniknione. "Od wielu lat, o tym, jak się zmienia język, decydują środki komunikowania, jakie mamy do dyspozycji. Tak było w przypadku telefonów komórkowych i Internetu. One zostawiły bardzo duży ślad w języku" - podkreślił.

źródło: tech.wp.pl



(z komentarzy znalezionych pod artykułem)

piątek, 11 lutego 2011

wtorek, 8 lutego 2011

niedziela, 6 lutego 2011

Buziak czy całus? Eureka!

buziak!
źródło: Internet

Jeśli od dwóch lat* ludzie przekopują Google w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, czy dają buziaki, czy całusy - sprawa robi się poważna.

A mnie oświeciło zupełnie niespodziewanie, tak zwyczajnie, przed snem. Wtedy, kiedy wyobraziłam sobie... buzię. Bo buziak przecież właśnie od niej pochodzi, od niej - czyli od pieszcz. twarzy.

Buziak będzie więc wilgotnym albo suchym, krótkim albo długim, ucałowaniem czyjejś twarzy. Zaliczyłabym do niej nawet płatki uszu, bez przygryzania. Ale problem filologiczny powstaje teraz w zupełnie innym miejscu: czym różnią się od siebie całusy i pocałunki?

Tak właśnie powinno brzmieć pytanie w tej dyskusji.

Wydaje mi się, że kwestia długości trwania jest tu rozstrzygająca, można jednak popróbować różnych interpretacji.;-) W takiej sytuacji zawsze odnoszę się do etymologii wyrazu - ona jednak tym razem nie za bardzo pomoże. Bo...

Z pocałunkami było dawniej tak, jak z pozdrowieniami. Zawierały w sobie życzenie.

Po-zdrowie-nie było życzeniem drugiej osobie zdrowia. A po-cał-unek - życzeniem powrotu cało (!), na przykład z wojny.

Jak to się ma do ust, to chyba tylko kwestia wyobraźni. Powodzenia!

* W dwa tysiące dziewiątym napisałam tekst pod tytułem "Chcesz buziaka czy całusa?". To niezmiennie najpopularniejszy z postów na wszystkich moich blogach, teraz ma już prawie 1 300 odsłon, a aż o połowę mniej - następny na liście naj.

piątek, 4 lutego 2011

Wulgaryzm magiczny?

Foyer: Jesteś fanką Leśmiana?

Maria Peszek: Raczej Schulza. Ojciec czytał mi jego opowiadania w dzieciństwie. Zostało we mnie, że można wymyślać słowa. Tylko że ja tworzę pochodne wulgaryzmów. Przyszło mi do głowy, że chciałabym stworzyć coś takiego, co nazywałoby się wulgaryzmem magicznym.

F: Byłabyś poetką wulgaryzmu magicznego.

MP: Chciałabym. Nie ma czegoś takiego. Chociaż... Fisz czasem idzie w tym kierunku.

F: Ale on nie nazywa tego wulgaryzmem magicznym.

MP: Jednak nie może tak być, że wymyślę nazwę nurtu i potem nie będę w stanie go tworzyć. Dwa wyrazy to jeszcze za mało.

F: Jest już fundament.

Dwa wyrazy Peszek to pieprzoty i pochuje (w "Marii awarii" był jeszcze hujawiak). Cały z nią wywiad można przeczytać tutaj.

Ja do tej magiczności nie jestem jakoś przekonana... Za to "wulgaryzm" podoba mi się bardzo!

wtorek, 1 lutego 2011

Kradzione

W słowie polactwo zakochałam się od pierwszego wejrzenia.

Książki Ziemkiewicza nie miałam jeszcze w rękach, nie będę więc dyskutować z jego definicjami. Podoba mi się jednak w tym tytule pejoratywny smaczek, który najlepiej brzmi, kiedy zestawić polactwo z polskością.

Do tej dwójki dodałabym jeszcze Poland - ale odmieniony przez przypadki; także negatywny. Często zdarza mi się mówić o różnych rzeczach, co to się dzieją "u nas, w Polandzie"... W ustach kogoś, kto jest teraz za granicami, słowo to byłoby pewnie profanacją.

Tyle Ziemkiewicz. Gretkowska za to zwróciła moją uwagę dialogiem.

Główny bohater jej powieści, Miłosz, w młodym wieku emigruje do Szwecji, a poznawszy Karin, zostaje i zakłada z nią rodzinę. Po czterdziestce i rozwodzie znajduje na naszej-klasie kolegę, z którym umawia się blisko dawnej szkoły, już w Polsce.
- Źle się tu czujesz? - zapytał zaniepokojony moim przygnębieniem.
- Chamówa, szaro i wymiotnie.
- Warszawica - zawyrokował i włączył tylne wycieraczki, żebym lepiej przyjrzał się ulicom stolicy. - No, no, oblazła cię w tydzień...
Nie potrzebuję wyjazdu do stolycy, żeby i mnie warszawica dopadła. W moim mieście jednak nie brzmi już tak poetycko!

Oba te nowe słowa dodaję do listy wszystkich moich pisarskich inspiracji, znajdujących się w kategorii "zabawy językiem polskim". Zaraz za Kuczokiem!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...